Tusk słusznie poirytowany

Premier Tusk ma problem z marszałkiem Hołownią. Niby nic nowego, ale zmieniła się mocno sytuacja. Hołownia dał się namówić Bielanowi na spotkanie z Kaczyńskim i upiera się, że głosowanie razem z trumpistowską opozycją to tylko kwestia proceduralna. Nie, to zawsze przede wszystkim kwestia polityczna.

Gdy koalicjant głosuje razem z opozycją, wysyła jasny sygnał, że może opuścić koalicję rządową. Gdy zamiast sam kandydować na przewodniczącego swojej partii, popiera kandydaturę skonfliktowanej z premierem polityczki, wzmacnia wrażenie, że nie zależy mu na sterowności koalicji.

Gra Hołowni polega na wykorzystywaniu osłabionej po wygranej Nawrockiego pozycji Tuska: jeśli się nie dogadamy na moich warunkach, zabiorę moich ministrów z twojego rządu i moje szable z Sejmu.

Na tym nienazwanym wprost szantażu Hołownia na razie jedzie bez żenady, a Tusk dotąd mu na to pozwala, aby szantaż się nie ziścił, doprowadzając do kryzysu rządowego. Tusk gra jak mąż stanu, Hołownia jak politykier, który nauczył się najbardziej prymitywnych sztuczek – intryg i szantaży. Tym razem jednak Tusk publicznie wyraził irytację wistami swego koalicjanta.

Ma świętą rację: Hołownia nie widzi albo udaje, że nie widzi, w co gra Nawrocki. Zachowuje się, jakby już działała jego wymarzona nowa konstytucja, instalująca w Polsce system prezydencki, w którym prezydent jest de facto – albo z mocy nowej konstytucji – nie tylko głową państwa, ale i szefem rządu, odpowiedzialnym przed Bogiem i historią, a niekoniecznie przed wyborcami.

To nie jest tak, że Tusk nie ma jak zdyscyplinować koalicjanta, który robi mu polityczne kuku. Wystarczy „męska” rozmowa w cztery oczy lub w otoczeniu wierchuszek wszystkich stronnictw koalicyjnych. Wybór formuły należy do premiera.

Pod tym względem pozycja Tuska jest silniejsza, choćby w świetle sondażowego zjazdu Polski 2050. Wybór Hołowni jest prosty: albo zostaje w drużynie i kończy swoje solowe rajdy, albo staje przed opinią publiczną w prawdzie. Mówi, do kogo jest mu dziś bliżej: do koalicji czy opozycji.

Jeśli do opozycji, niech ma odwagę wziąć odpowiedzialność za upadek koalicji demokratycznej i powrót do władzy nacjonalistyczno-klerykalnej prawicy i wszystkie tego konsekwencje dla Polski.

Reklama