Matthew i Gabriela
Wersja koncertowa Romea i Julii Gounoda, którą dziś przedstawiono w Operze Narodowej po raz drugi i ostatni, była poniekąd prezentem dla Patricka Fournilliera, by mógł pokazać, co potrafi w bliskim sobie francuskim repertuarze.
No i widać było, że przykładał się szczególnie, co odbijało się oczywiście pozytywnie na grze i śpiewie zespołów TWON (może tym razem orkiestrowicze teatralni nie będą strzelać fochów, że o nich nie napisałam). No i bardzo w porządku była większość solistów – choć do trudnej tenorowej roli Romea zaproszono gościa zagranicznego, Amerykanina Matthew White’a.
Romeo i Julia nie bywa w Polsce wystawiany; jedyna inscenizacja, jaką pamiętam, to ta sprzed kilku lat z Opery Śląskiej (dyrygował Bassem Akiki, który wtedy był nowym dyrektorem muzycznym teatru, ale szybko się z nim rozstał). Zastanawiałam się właśnie, dlaczego tak jest. Chyba nie tylko dlatego (ale to ważny powód), że jest to takie trudne zwłaszcza dla tytułowych bohaterów, ale też pewną rolę odgrywa fakt, że to nie jest lista hitów jak Faust, jest to opera melodyjna i niesie wiele silnych emocji, ale niewiele melodii się z niej zapamiętuje, a w końcu operowy widz lubi nucić sobie wychodząc z teatru.
Patrząc na obsadę znów można powiedzieć: niech żyje Akademia Operowa. Większość solistów przez nią przeszła. Przede wszystkim gwiazda wieczoru, Gabriela Legun, która po raz kolejny pokazała wspaniały głos. Partnerujący jej Matthew White podobnie jak ona ma duży, silny głos, ale w wysokim rejestrze trochę zmienia się w krzyk; za to efektownie wyszły wszystkie duety. Przebojowo wypadła też – choć tylko w jednej arii – Zuzanna Nalewajek jako paź Stefan. Paweł Konik, który w Bytomiu śpiewał Mercutia, dziś awansował i został Capulettim, ojcem Julii; Mercutiem był tym razem inny Paweł – Trojak. Mocna też była rola Tybalta (Mateusz Zajdel). Nie zabrakło i postaci znanych nam dłużej ze sceny operowej: Rafała Siwka w roli ojca Laurentego (i on łatwo wypełnia głosem salę) czy Dariusza Macheja jako Gregoria.
Na spędzenie w ten sposób wieczoru zdecydowałam się w ostatniej chwili – dziś przecież jechałam z Wrocławia. Powiem więc jeszcze na dobranoc, że rozpoczął się sezon konkursów wokalnych. Właśnie trwa Konkurs im. Ady Sari w Nowym Sączu, a transmisje z niego można oglądać na stronie. Natomiast w dniach 2-7 czerwca odbędzie się 12. Międzynarodowy Konkurs Moniuszkowski. Ten zaś będzie transmitowany w radiowej Dwójce, na vod.teatrwielki.pl i na OperaVision.
Komentarze
Od czwartku trwa w pobliskim Lipsku Festiwal Szostakowiczowski. W miniony weekend Boston Symphony Orchestra pod batutą jej szefa Andrisa Nelsonsa zagrała trzy fenomenalne koncerty wyłącznie z muzyką Szostakowicza. Jest też mnóstwo kameralistyki tego twórcy w świetnych wykonaniach Poziom niewyobrażalny! I genialna atmosfera!
Festiwal potrwa do 1 czerwca, koncerty symfoniczne grają również Gewandhausorchester (też oczywiście z Nelsonsem, który szefuje i temu zespołowi) oraz Orkiestra Festiwalowa utworzona z Akademii działających przy obu orkiestrach. To pierwszy w ogóle Festiwal Szostakowiczowski, zorganizowany z okazji przypadającej w 2025 roku 50. rocznicy śmierci kompozytora.
A ja dziś przez cały dzień sumiennie odsłuchiwałam przesłuchania II etapu Konkursu im. Ady Sari – miałam tam jechać na finał, ale plany się zmieniły, więc stwierdziłam, że przynajmniej wirtualnie zorientuję się, jak było. No i muszę stwierdzić, że poziom wysoki. Z 24 osób do finału jury musiało dopuścić tylko ósemkę, więc paru osób mi szkoda – przede wszystkim przystojnego Chińczyka Zhengyu Lina (który m.in. pięknie zaśpiewał Kozaka Moniuszki), Ukraińca Nazara Mykulyaka czy mezzosopranistek Karoliny Nosowskiej i Marty Wiktorzak, a także Justyny Rapacz (wcześniej Ołów) czy Clary Gunge, która miała też piękny program. Za to inni moi faworyci przeszli dalej: polskie barytony Artur Garbas (studiował w Niemczech i tam działa) i Szymon Raczkowski, Ukrainki Daria Korolova i Mariana Poltorak (trzecia, Viktoriia Shamanska, podobała mi się trochę mniej), świetna też aktorsko Koreanka Jessica Seo Jin Lee, Kazaszka Mariya Medetova, Łotyszka Etina Emilija Saulite.
Ciekawe, jak im pójdzie w finale w piątek. Jutro jeszcze konkurs pieśni, do którego zdecydowało się przystąpić 9 osób.
Z tego konkursu niemal prosto na Moniuszkowski pojadą cztery osoby, w tym dwie z ukraińskich finalistek.
Słuchałam wczoraj transmisji z Ady Sari i moją faworytką była Łotyszka Etina Emilija Saulite. Przeszła do finału, który w piątek, także będzie transmitowany na OperaVision. Cieszy, że coraz więcej polskich spektakli czy konkursów trafia na tę międzynarodową platformę.
Właśnie śpiewa Kazaszka (pieśni Berga). Wczoraj ładnie śpiewała Pieśń Roksany.
I dobrze trafiłam – ona wygrała konkurs pieśni.