Czas Mahlera

Nie ma w tym roku jakiejś bardzo okrągłej rocznicy, tylko 165. urodziny (7 lipca), ale tak jakoś się złożyło, że w ciągu paru ostatnich miesięcy wciąż rozbrzmiewa Mahler. Dziś i jutro – w wykonaniu Chicago Symphony w NFM.

Poprzedniego występu tej orkiestry w Warszawie w 2014 r. nie wspominam dobrze, ale to za sprawą ówczesnego dyrygenta, który zresztą obecnie ma tytuł Music Director Emeritus for Life. W 2027 r. szefem muzycznym zostanie Klaus Mäkelä, jednocześnie zresztą obejmując Concertgebouw – ciekawe, jak to pogodzi. Na obecnym tournee gościnnie prowadzi CSO Jaap van Zweden, poprzedni szef muzyczny Filharmonii Nowojorskiej.

Już wcześniej, niemal dokładnie rok temu, kiedy opisywałam wykonanie VI Symfonii Mahlera przez Filharmonię Śląską pod batutą Yaroslava Shemeta, wspomniałam, że to muzyka „prawdziwie na dzisiejsze czasy”, utwór „o tym, że nie ma zmiłuj”.. I choć to wówczas stał za pulpitem dyrygent, którego ojczyzna targana jest wojną, a tym razem nie, dziś nawet jeszcze bardziej o wojnie myślałam. I to o takiej wojnie, która, jak ta obecna w Ukrainie, trwa już kilka lat, a końca nie widać, bomby padają, grzęźnie się w ruinach i błocie. Tylko trzecia, wolna część jest trochę upiorną kołysanką, ale to przerywnik i w finale wracają nie tylko nastroje z poprzednich części, ale też tematy, w tym ów charakterystyczny perkusyjny (który – taki przypadek – jest właściwie identyczny z tym z pieśni Stary wiarus Moniuszki, też poniekąd związanej z wojną).

Dziś też – podobnie jak rok temu – podziwiałam zupełnie niebywałe, wynalazcze pomysły instrumentacyjne; wtedy lepiej je odbierałam patrząc i słuchając z góry, z balkonu, tutaj siedziałam w amfiteatrze na poziomie orkiestry i po prostu słuchałam przepięknie brzmiących instrumentów. Smyczki Chicago Symphony brzmią ciemno i gęsto, inaczej niż w innych orkiestrach amerykańskich, zwykle kojarzących się z jasnymi, świetlistymi barwami. Ale do Mahlera takie ciemne brzmienia lepiej się nadają. A dęte to w ogóle bajka, i drzewo, i blacha (niezwykła tuba). Już czekam na jutrzejszą VII Symfonię.

Co zaś do dyrygenta, jest precyzyjny i dynamiczny. Właśnie w ostatnich dniach przez prasę niderlandzką przeszły artykuły o tym, że zarzuca mu się mobbing, tymczasem on jest zapewne po prostu kapelmistrzem w starym stylu, który wymaga, egzekwuje i zdarza mu się podnieść głos. Jak jest naprawdę, nie możemy ocenić; w przypadku orkiestry z Chicago wygląda na to, że porozumienie między nim a zespołem jest autentyczne.