Koncert z dwoma zastępstwami

Było tak: miał dziś grać Piotr Anderszewski. Okazało się jednak, że trzeba było wymienić dyrygenta, o czym PA dowiedział się za późno i zrezygnował, bo tego aktualnego nie znał. W związku z tym wymieniony został również solista. A program pozostał ten sam.

Przy fortepianie zasiadł 24-letni austriacki pianista Lukas Sternath, triumfator konkursu ARD w Monachium sprzed trzech lat. Z I Koncertem Beethovena jest trochę tak jak z koncertami Mozarta – nie można go grać za ciężko, ale też nadmierne wydelikacanie byłoby zbyt sztuczne na tym instrumencie. Trzeba więc dźwięk i interpretację wypośrodkować. To się udało, a energia była odpowiednia – Beethoven pisząc ten utwór był zaledwie o rok starszy od obecnego wieku solisty. Przewidywałam, że młody pianista będzie chciał się popisać i wybierze najdłuższą i najbardziej efektowną z kadencji Beethovena, i tak się stało (PA gra krótszą, tę samą co Martha). Jednak ogólnie było dość denerwująco, ponieważ nie dostrzegało się współpracy między dyrygentem, pianistą i orkiestrą – zbyt często wszystko się rozłaziło. To był też swego rodzaju konflikt pokoleń, bo dyrygent ma 78 lat. Ale sam solista budził sympatię i dał się publiczności namówić do bisu: było to Impromptu Ges-dur Schuberta. Ładne, spokojne i kulturalne granie.

Dyrygent, Yan Pascal Tortelier (syn słynnego wiolonczelisty Paula Torteliera; początkowo był skrzypkiem), specjalizuje się w muzyce francuskiej, zwłaszcza Debussy’ego i Ravela, nic więc dziwnego, że do drugiej części koncertu bardziej się przyłożył. Wreszcie w Roku Ravela mogliśmy posłuchać Ravela – całą muzykę baletową do Dafnisa i Chloe. Cudowna ta Grecja przez francuski filtr, zmysłowa, falująca jak morze, człowiek się w tej muzyce po prostu zanurza. A przy słynnym Świcie ja osobiście ogromnie się wzruszam. Orkiestra jakby ożyła, choć oczywiście bez kiksów się nie obeszło, ale i zaangażowanie było dużo większe niż w koncercie Beethovena. Chór – ciekawostka – parę razy śpiewał odwrócony, tyłem do publiczności, by zróżnicować brzmienie. W sumie wychodziło się jednak w dobrym nastroju. Więcej Ravela!