Król Staś w swoim teatrze
Słuchając Idomenea Mozarta w Polskiej Operze Królewskiej można się zastanawiać, czy jest sens obsadzać w młodzieńczych rolach artystów, którzy mogliby być rodzicami bohaterów, i odwrotnie.
Dzisiejsza premiera była zarazem inauguracją 8. Letniego Festiwalu POK, a w jego ramach odbędzie się jeszcze tylko jedno przedstawienie Idomenea – jutro, z inną obsadą. Proporcje będą w niej trochę sensowniejsze, jeśli chodzi o wiek, bo w dzisiejszej obsadzie syn był gdzieś o dekadę starszy od ojca, podobnie jak jego ukochana.
Ogólnie odnosiło się wrażenie, że znaleźliśmy się w teatrze Stefana Sutkowskiego – śpiewało kilka gwiazd tamtych czasów. Kto wówczas tam bywał, pamięta te zachwyty. Ale jednak trochę czasu minęło i przykro mówić, ale to słychać.
To jednak tylko jeden z problemów. Sama inscenizacja jest niespecjalnie atrakcyjna. Owszem, jest jeden efektowny pomysł: by do Teatru Stanisławowskiego zaprosić jego fundatora, Stanisława Augusta Poniatowskiego, siedzącego w królewskiej loży i odzywającego się pod koniec jako deus ex machina z ogłoszeniem, że wszystko darowane, Idomeneo musi ustąpić z tronu, na jego miejsce wskakuje syn Idamante i żeni się z Ilią. Marek Weiss po raz pierwszy robił spektakl w tym miejscu i samo mu się to narzuciło. Konsekwencją tego było obsadzenie Katarzyny II w roli bestii wysłanej na Kretę przez Neptuna obrażonego, ponieważ nie otrzymał obiecanej ofiary. (Nawiasem mówiąc, mając na świeżo historię o Jeftem i jego córce i przypominając przy tej okazji o historii Ifigenii można mieć smutną refleksję, że ojcowie nie walczyli o ocalenie córek, a Idomeneo chciał syna ocalić). Caryca stoi na podwyższeniu, które jest jakby kominkiem i katafalkiem zarazem, i cała jej rola to wystraszone zniżanie się, gdy zbliża się do niej Idamante z nożem, oraz w końcu upadek. Łatwo przyszło. Do tego nieciekawe dekoracje i kostiumy (groteskowe zwłaszcza jakieś czepki kąpielowe z cekinami, noszone przez chórzystów chyba jako hełmy). Jedyna atrakcja w tym spektaklu to muzyka poprowadzona przez Dawida Runtza. Idomeneo to pierwsza „dorosła” opera Mozarta i choć jeszcze nie w pełni dorównuje kolejnym genialnym dziełom, to jest w niej wiele fragmentów ogromnej urody. Trudno powiedzieć, czemu w Polsce jest tak rzadko wystawiany – był oczywiście w Warszawskiej Operze Kameralnej za czasów dyrektora Sutkowskiego oraz w instytucji wciąż noszącej tę nazwę, ale kierowanej przez Alicję Węgorzewską. Więcej realizacji sobie nie przypominam.
Komentarze
W dawnych czasach (20 lat temu) chcialo sie pisac sobie a muzom takie recenzje:
http://jrk011.altervista.org/teksty/Idomeneo.pdf
No fajna recka, a właściwie nawet eseik. Patrzę na wykonawców z 1991 r. (wg plakatu, a ściślej wg książki Mój teatr Stefana Sutkowskiego, i widać, że rzeczywiście było średnio.
Idomeneo: Andrzej Jaworski, Jerzy Knetig, Marcin Rudziński
Idamante: Jacek Laszczkowski (podówczas jeszcze sopran)
Ilia: Urszula Palonka, Gabriela Silva, Zofia Witkowska
Elettra: Ewa Frakstein, Wanda Holewik, Agnieszka Kurowska
Arbace: Michał Kanclerski, Leszek Świdziński
Gran Sacerdote: Andrzej Jaworski, Stanisław Meus
La voce: Józef Frakstein, Bogumił Jaszkowski
A tymczasem jutro i pojutrze uroczyste zakończenie Praskiej Wiosny – jakim utworem? Symfonią tysiąca Mahlera 😀
Czy „Idomeneo chciał syna ocalić” ? To jest pytanie. Mnie zawsze dziwił fakt, że, pragnąc go ocalić od zemsty Neptuna, zamierzał go wysłać w morską podróż. To trochę tak, jakby mając aferę z Plutonem, wpychał go do metra.
Van Cliburn – Piotr Alexewicz w finale . I to dziś jedyna pozytywna wiadomość….
Gratulacje! Dziś dobre wiadomości są jeszcze bardziej potrzebne niż zwykle 🙁
Na szybko (jeszcze nie słuchałam) wklejam link do półfinałowego recitalu Alexewicza. Ciekawie zestawiony program:
https://www.youtube.com/watch?v=iir-q-IEwXU
@basia.n @Amma
Niestety nie, nie ma go w finale 🙁 podobnie jak innej mojej ulubienicy Chaeyoung Park 🙁 dziwne te wyniki…aż trzech reprezentantów USA w finale. Wielka szkoda, bo Piotr Alexewicz zagrał naprawdę pięknie i bardzo potrzebujemy dziś dobrych wiadomości.
„w dzisiejszej obsadzie syn był gdzieś o dekadę młodszy od ojca”
Chyba o dekadę starszy?
Tak, oczywiście, poprawiam.
Bardzo szkoda, że Alexewicz odpadł. Tak czy owak, żaden Polak jeszcze nie zaszedł tam tak wysoko – szacun.
O dobrych i złych wiadomościach już mi się w ogóle nie chce rozmawiać. Niczego mi się chwilowo nie chce. A najgorsze, że teraz zaczynają się ogólne wypominki, a kto co źle powiedział czy zrobił. Nie, to nie tak. Rzecz w tym, że niektórym wszystko jedno, czy ktoś ma kręgosłup moralny, czy nie, byle by był „swój”. I chyba musimy przyjąć do wiadomości, że nas w dużych miastach jest po prostu mniej i nic nie pomogło, że np. w mojej komisji było ponad 76 proc. po jasnej stronie mocy przy 90 proc. frekwencji. Pracować nad zmianą w innych miejscach można i trzeba, pytanie tylko, czy to jeszcze możliwe…
@EM
Zdumiewające. Czytalam rano 6 nazwisk i jako szóste było wymieniane Alexewicz – dlatego podałam tę wiadomość. Teraz ponownie sprawdziłam i rzeczywiście Piotra nie ma, a jest Sham, którego rano nie było. Szkoda. Jego koncert Mozarta był zdecydowanie najlepszy, a Fantazja Schumanna też zabrzmiała przepięknie.
Wczoraj podczas przesluchania Chaeyoung Park doznałam niemal szoku. Jej sonata Hammerklavier to był dla mnie niemal „muzyczny kryminał”. Narzuciła wściekłe tempo, ale to nie wszystko. Tam już nie było śladu po Beethovenie, tylko jakieś muzyczne impresje bardziej w stylu Scriabina, którego grała przed sonatą, więc kiedy doszło do fugi powiedziałam „dość tego” i wyłączyłam. Są granice tego co można.
Posłucham sobie, zaciekawiłam się. Muzyka jest dobra na emigrację wewnętrzną.
Czy Szanowne Towarzystwo wie może, kiedy NOSPR i/lub Filharmonia Narodowa ogłoszą swoje programy na nowy sezon?
O tak. Muzyka leczy duszę ! Moim balsamem na teraz są Warjacje Goldbergowskie Yunchana Lim. Ale Mozart Alexewicza też dał wiele prawdziwej radości.
Jest jeszcze rower i icieczka w plener :
Ucieczka
Filharmonia Narodowa oficjalnie ogłosi 13 czerwca. Piątek trzynastego – wtedy też Krzysztof Urbański dyryguje IX Symfonią Beethovena. Odważnie zaczynać pod taką datą… 😉
Posłuchałam i ja tej Park i odpadłam już po I części Hammerklavier. Nie dość, że tempo jakieś dzikie, to masa sąsiadów. Wkurzyłam się. Bach w porządku, Skriabin niby też, ale brak tam było wyrazu.
Smutna wiadomość: kilka dni temu zmarł Per Nørgård, wybitny kompozytor duński, znany od wielu lat bywalcom Warszawskich Jesieni. Miał 92 lata. Zostawił mnóstwo wspaniałej muzyki, z której mnie osobiście najbardziej wbiły się w pamięć symfonie – każda inna.
Ciekawa koincydencja z piątkiem 13stego, nieprzypadkowa, wręcz symboliczna. Jak można podsumować ubiegajacy rok kadencji dyrektora Urbańskiego w FN? Wypadaloby zrobić rachunek sumienia po 1szym sezonie rządów, a tu łaskawie doczekamy sie wlasciwie debiutu dyrektora artystycznego….. Zastanawiam się kto ponosi odpowiedzialnosc i kto podjął taką decyzję, aby mianować dyrektorem osobę będąca w tym samym czasie dyrektorem w innych miejscach, której od początku wiadomo, że nie będzie na miejscu. Przecież to są chyba publiczne pieniądze i decyzje poważnych ludzi, niemałe pewmie jak należy mniemać, a cała ta sytuacja wydaje sie unikatowa na skalę światową trwa i przechodzi bez żadnego echa i odpowiedzialnosci decydentow za poziom orkiestry bez obecnego dyrektora artystycznego i jego bata, a melomani jako Ci mniej wazni w Warszawie się już z tego zwyczajnie śmieją bo sami czują się zrobieni w konia przez instytucje, która zapowiadała nowe otwarcie, wyszło jak zawsze….