Lekki finał SVSM

Sinfonia Varsovia współpracuje z Ianem Hobsonem od dwóch dekad, nagrywając razem dzieła zapomnianych kompozytorów; kilka lat temu – również Maurycego Moszkowskiego, którego paru dzieł wysłuchaliśmy dziś w Studiu im. Lutosławskiego.

To kolejny kompozytor, którego okrągła rocznica – tym razem śmierci (setna) – przypada w tym roku. Bardzo ciekawie było go posłuchać w paru wcieleniach stylistycznych. W ogóle zresztą kojarzymy go głównie z fortepianem, głównie słynną karkołomną etiudą Étincelles, albo – to już bardziej adepci – etiudami ze zbioru 15 etiud wirtuozowskich (też grywałam!). Ale napisał też niemało wcale porządnej muzyki orkiestrowej, w tym trzy suity oraz balet Laurin, który był wystawiany.

Uwertura D-dur to dzieło siedemnastolatka, ale już po studiach kompozytorskich i pianistycznych w Berlinie. Utalentowany chłopak napisał bardzo zgrabne dziełko w stylu – powiedzmy – Webera, w każdym razie romantyzmu wcześniejszego. O 13 lat późniejsze Allegro gioioso to jedna z części I Suity orkiestrowej i zupełna zmiana stylu – pogodna, wręcz żartobliwa, może przypominać baletowe fragmenty Czajkowskiego, ale w harmonii mamy tam trochę niespodzianek. Wreszcie fragmenty wspomnianego baletu Laurin: Nachtstück oraz Sarabanda i Double – najbardziej już zaawansowane stylistycznie, ale wciąż pogodne. Muzyka lekka i przyjemna. Tych fragmentów nie ma na płytach SV i Hobsona (jak dotąd powstały trzy poświęcone temu kompozytorowi), ale może jeszcze nagrają? Warto.

Don Gillis (1912-1978), amerykański kompozytor nieznany szerzej w Polsce, także był specjalistą od muzyki lekkiej i przyjemnej, a nawet dowcipnej. Jego Symfonia nr 5 i 1/2 ma klasyczną, czteroczęściową budowę, ale treścią nawiązuje do muzyki Gershwina. Bardzo sympatyczny utwór, choć wtórny. Po nim mieliśmy okazję posłuchać oryginału, czyli Rhapsody in Blue, w którym dyrygent zasiadł do fortepianu, ale chyba nie był to najlepszy pomysł. Dawne to już czasy, gdy Hobson wygrywał Leeds albo otrzymywał nagrody m.in. na Konkursie im. Rubinsteina. Nie bardzo mu ta rapsodia wyszła, nie czuł bluesa, o sąsiadach nie mówiąc. Efekt trochę zepsuty na koniec, a szkoda.

Reklama