Awangarda sprzed pół wieku
A nawet i więcej – Studium przestrzeni, ekspozycja prac Wojciecha Fangora zaprojektowana przestrzennie przez Stanisława Zamecznika pochodzi z 1958 r.
Dziś otwarto w Zachęcie wystawę Przestrzenie. Czasem polecam rzeczy spoza mojej głównej dziedziny, ale tym razem jest tu i akcent muzyczny, o czym za chwilę.
Tzw. sztuka environment kojarzy się obecnie z ekologią, ale w czasach, gdy powstawały dzieła przedstawione na tej wystawie, dotyczyła po prostu organizowania przestrzeni, przede wszystkim wizualnej, ale czasem także dźwiękowej. Wspomniane Studium przestrzeni Fangora/Zamecznika polegało na uplasowaniu poszczególnych obrazów na blejtramach w określonych miejscach; wszystkie stają się wobec siebie kontekstami. Environment w pulsującym świetle czerwonym i niebieskim Zdzisława Jurkiewicza (1969-70) – to z kolei kilka różnego kształtu białych przedmiotów, na które owo pulsujące, zmienne światło pada; odtworzono je na podstawie istniejących artefaktów. Obszar zagospodarowany wyobraźnią – praca dyplomowa Ewy Partum z 1970 r. (odtworzona autorsko), to białe geometryczne kształty z poetyckimi tekstami w środku, które aby przeczytać, trzeba schylić się i zaglądać do środka. Maria Pinińska-Bereś sama komponowała przestrzennie swoje wystawy ze swoich charakterystycznych rzeźb o posmaku gorzkiej i bardzo kobiecej erotyki. Magdaleny Abakanowicz mamy tylko Linę (1972), ale przecież jej abakany też organizowały przestrzeń.
Miało być o muzycznym akcencie. Jest nim autorska rekonstrukcja Kompozycji przestrzenno-muzycznej nr 2 (1970) Teresy Kelm i Zygmunta Krauzego. Architektka zaplanowała przestrzeń złożoną z małych pokoików o ruchomych drzwiach, oświetlonych barwnymi światłami; kompozytor stworzył do każdej z tych salek warstwę muzyczną, złożoną z przetworzonych elektronicznie dźwięków fortepianu. Trochę wadliwie zrobiono te drzwi, powinny się same zamykać, jak twierdzi kompozytor; ma to zostać poprawione.
Wystawy tego typu miały miejsce najczęściej w pamiętnej Galerii Współczesnej, prowadzonej przez Marię i Janusza Boguckich na Placu Zwycięstwa (obecnie Plac Piłsudskiego); była to zaledwie dekada, ale ileż fermentu twórczego. A także w słynnej do dziś Galerii Foksal. W ostatniej sali wystawy można obejrzeć dokumentację różnych innych działań w tych miejscach – mówi ona również niemało o samej epoce, w której to wszystko się działo. Ciarki żenady ogarniają, gdy słucha się idiotycznych tekstów z Polskiej Kroniki Filmowej, odnoszących się do wystawy Wojciecha Fangora czy wspólnej prezentacji 5x towarzyszącej Warszawskiej Jesieni z 1966 r. autorstwa trzech plastyków (Grzegorz Kowalski, Henryk Morel, Cezary Szubartowski) i kompozytora Zygmunta Krauzego; można to zobaczyć tutaj. Takie typu: nic się na tym nie znam, ale się z tego pośmieję. Jednak to też dokument.
Hanryk Stażewski, Zbigniew Dłubak, Józef Szajna, Stanisław Dróżdż, Wiesław Borowski, Koji Kamoji, Edward Krasiński – każdy z tych twórców organizował przestrzeń po swojemu. Ich dzieła, choć nietrwałe, zapisały się w pamięci. Także mojej – te późniejsze pamiętam z moich czasów studenckich. To był czas sztuki nietrwałej, asemblaży, happeningów czy właśnie environmentów, a także sztuki konceptualnej, i mogło trochę śmieszyć, że wszystko się dokumentuje. Ale te dokumentacje są teraz bezcenne.