Ostatni tydzień szkoły

W ostatnim tygodniu roku szkolnego frekwencja tak bardzo spada, że 20 proc. to dużo. Czasem na lekcji nie pojawia się nikt. Jednym nauczycielom to nie przeszkadza, inni jednak chcieliby uczyć do końca. Każda grupa stosuje różne sztuczki, aby uczniów zniechęcić do przychodzenia bądź zachęcić.

Stosowałem już różne metody, wszystkie jednak okazywały się nieskuteczne. Gdy zniechęcałem, zawsze trafiał się uczeń oporny, który przychodził na lekcję, więc musiałem dla tego jednego realizować temat. Przebywanie z uczniem sam na sam wymaga zastosowania specjalnych procedur, np. drzwi do sali nie mogą być zamknięte, dlatego wolałem, aby ten jeden uczeń też zrobił sobie wolne. Zmusić go jednak nie mogłem.

Później poprzestawiało mi się w głowie, więc wymagałem jak najwyższej frekwencji. Motywowałem uczniów negatywnie, czyli karałem tych, co nie przychodzili. Musieli po wakacjach zaliczać materiał, który został zrealizowany, kiedy nie chodzili na lekcje. Oj, sypały się jedynki. Niestety, uczniowie mieli to w nosie, więc musiałem wprowadzić motywację pozytywną.

Kto w ostatnim tygodniu przed wakacjami przychodził do szkoły, zdobywał wysokie oceny na przyszły rok. Działało to na słabszych uczniów, natomiast na lepszych prawie wcale. Udało mi się podnieść frekwencję do 50 proc., wyżej już nie chciała pójść. I byłbym ogłosił porażkę, gdyby nie przypadek. Poszedłem na niższe piętro do toalety i natknąłem się na klasę w komplecie. Był obecny nawet chłopak, który po wystawieniu ocen nie chodził już na żadne lekcje. Dziw nad dziwy! W toalecie usłyszałem, jak chłopak tłumaczy się kolegom, że urwałby się do domu, ale przecież „ten ch… go zaje…”. Bardzo dobra metoda. Tylko na czym ona polega?

Reklama