Zaczynamy nabierać wody

Politycy coraz bardziej chyboczą polską łódką, podkręcając podejrzenia o masowych oszustwach wyborczych. A ta rozchybotana łódka może zacząć nabierać wody…

Według sondażu UCE Research na zlecenie Onetu 51,5 proc. badanych uważa, że wobec wątpliwości należy ponownie przeliczyć głosy. Do ponownego przeliczenia głosów w wyborach prezydenckich wzywa premier Donald Tusk we wpisie na X: „Panowie Andrzej Duda, Karol Nawrocki, Jarosław Kaczyński – nie jesteście tak zwyczajnie po ludzku ciekawi, jakie są prawdziwe wyniki głosowania? Na pewno jesteście. A jak wiadomo, uczciwi nie mają się czego bać”.

Po co wzywa, skoro prawo przewiduje możliwość ponownego przeliczania głosów jedynie w komisjach, których dotyczą protesty wyborcze?

Były szef PKW i sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku Wojciech Hermeliński na zasadzie „co nie zakazane, to dozwolone” uważa, że można ponownie przeliczyć wszystkie głosy wyborcze. Przywołuje art. 2 konstytucji, który mówi, że „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”. – Państwo to musi działać zgodnie z prawem, a zatem musi przedstawić wyniki wyborów uczciwie i transparentnie – argumentuje. I dalej: – Mówienie, że nie ma przepisu, więc nic nie zrobimy, choć wiadomo, że głosy zostały wadliwie policzone, choć nie wiemy, w jak wielu komisjach, jest ucieczką od odpowiedzialności. Chodzi o uczciwy wynik, więc de facto nie tylko o ponowne przeliczenie, lecz o to, czy głosy zostały poprawnie przypisane kandydatom. To nakazuje nam konstytucja.

Jednak w konstytucji jest też art. 7: „Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa”. Zasada, że co niezabronione, to dozwolone, odnosi się do obywateli. Władza może tylko to, co jej powierza prawo. A Trybunał Konstytucyjny w wielu orzeczeniach podkreślał, że władza nie może domniemywać swoich kompetencji.

Skoro politycy mówią, że trzeba ponownie przeliczyć głosy, to ludzie wierzą, że to możliwe, i domagają się ich przeliczenia. Kto miałby to zrobić, skoro żaden organ państwa nie jest do tego uprawniony? Ad hoc powołana komisja społeczna?

Teza o sfałszowaniu wyborów jest podkręcana przez opisywane w mediach wyliczenia statystyczne oparte na tezie, że skoro w jednej komisji były nieprawidłowości, to statystycznie rzecz biorąc, musiały być też w innych. Jak podaje „Gazeta Wyborcza”: „Dr Krzysztof Kontek, naukowiec zawodowo badający anomalie w konkursach muzycznych, napisał program do przeliczenia anomalii w komisjach wyborczych. Wyszło mu, że tych pomyłek może być tak wiele, że może się zmienić wynik wyborów”.

Ludzie posyłają sobie SMS-sami niczym znany dawniej „łańcuszek świętego Antoniego” sążniste wywody dowodzące, że nastąpiły masowe fałszerstwa. Samych wywodów najczęściej nie czytają, bo długie. Ale to, że długie, to właśnie dowód na to, że słuszne. Dostałam jeden taki elaborat i jednak przeczytałam. Ktoś dowodził, jak za pomocą „aplikacji Mateckiego” (miała służyć do sprawdzania, czy ktoś, kto ma zaświadczenie o prawie do głosowania poza miejscem zamieszkania, już wcześniej nie zagłosował) uniemożliwiano oddanie głosów zwolennikom Trzaskowskiego. Autor nie wyjaśniał, skąd uczestniczący w spisku członkowie komisji wyborczych wiedzieli, że ktoś chce głosować na Trzaskowskiego.

I dokąd nas to zaprowadzi, oprócz delegitymizacji Karola Nawrockiego na urzędzie prezydenta, a więc do osłabienia jego prezydenckiej władzy?

A może Nawrocki nie będzie zaprzysiężony? O ważności jego wyboru ma orzec nielegalna (jak wynika z wyroków TSUE i ETPC) Izba Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego. „Zaprzysiężenie prezydenta to akt, który musi się opierać na ważnym stwierdzeniu ważności wyborów. Jeżeli tak się nie stanie, to cały czas towarzyszyć będą tej procedurze zasadnicze wątpliwości. Może dojść do sytuacji, w której akty prezydenta będą podważane ze względu na brak właściwej legitymacji wyborczej. To ryzykowna sytuacja dla funkcjonowania państwa” – mówił prof. Marek Safjan, były sędzia TSUE  i były sędzia TK, w TVP Info.

Fakt. Ale ryzykowna będzie również sytuacja, gdy Nawrocki nie zostanie zaprzysiężony.

Prof. Safjan podobnie jak wielu innych prawników postuluje, żeby o ważności wyborów orzekł prawidłowy skład sędziów Sądu Najwyższego. Najczęściej wymienia się tu Izbę Pracy, która robiła to przed reformą PiS. Ale wytypować ją do tego zadania mogłaby tylko pierwsza prezeska SN Małgorzata Manowska, która tego nie zrobi. Padła też propozycja, żeby prezydent Duda „cofnął” swoje weto do „ustawy naprawczej”, która przewidywała, że w sprawie wyborów orzeka 15 najstarszych stażem w SN sędziów. Tyle że nie ma takiej procedury jak „cofanie weta”. Nie mówiąc już o braku woli prezydenta do „cofania weta”.

Pojawiają się też wezwania do marszałka Sejmu Szymona Hołowni, żeby nie zaprzysięgał Karola Nawrockiego bez stwierdzenia ważności wyborów w prawidłowym trybie. „Moim zdaniem nie ma podstawy do tego, żeby przyjmować zaprzysiężenie prezydenta w sytuacji, w której nie ma stwierdzenia ważności wyborów przez ważnie ukonstytuowany organ Sądu Najwyższego” – mówił prof. Safjan.

Wyobraźmy więc sobie, że marszałek Sejmu nie zwołuje Zgromadzenia Narodowego w celu złożenia przed nim przez Karola Nawrockiego przysięgi prezydenckiej. Tylko co dalej? Andrzej Duda kończy kadencję i nie ma prezydenta. A jeśli nie ma prezydenta, to nie ma jak uchwalać ustaw – choćby budżetowej. A więc nie ma jak rządzić.

A może funkcję prezydenta przejmie marszałek Sejmu? Art. 131 ust. 2 konstytucji stanowi, że tymczasowo, do czasu wyboru nowego prezydenta, wykonuje on obowiązki w razie„stwierdzenia nieważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej lub innych przyczyn nieobjęcia urzędu po wyborze”. Jeśli twórczo potraktować ten przepis, to można argumentować, że jest podstawa prawna do oddania władzy prezydenckiej marszałkowi. Ale jak długo mógłby tak rządzić? I co z wyborami? Ogłosiłby nowe, mimo ważności tych z 1 czerwca, niezakwestionowanych przez uprawniony organ?

Jest taka gra towarzyska: na podłodze rysuje się ponumerowane ślady stóp i rąk, losuje się jakieś numery i grający stają na nich rękami i nogami, przybierając nienaturalnie pokręcone pozy. Z tak potraktowanym państwem byłoby podobnie.

Oszustwa wyborcze muszą być konkretne, a nie statystyczne czy wyliczone metodą podstawiania do wzoru na anomalie. Wynik wyborów zgadza się z przedwyborczymi badaniami i powyborczymi late pollami. Teraz trzeba pójść prostą drogą: policzyć jeszcze raz głosy w komisjach wskazanych w protestach wyborczych, a jeśli okaże się, że nie ma podstaw do podważenia wyborów – Izba Kontroli Nadzwyczajnej ogłosi ważność wyborów, co wprawdzie będzie nieważne, ale do zaprzysiężenia prezydenta nie jest potrzebne stwierdzenie ich ważności, a jedynie fakt niestwierdzenia nieważności. Tak wynika z konstytucji i to wykorzystywaliśmy w poprzednich wyborach: prezydenckich, parlamentarnych i do europarlamentu.

Naprawdę: po co tak chwiać polską łodzią? W końcu wszyscy możemy się potopić.

Reklama