Być albo nie być

W świetle ostatnich sondaży wyborczych widzimy dwie ważne rzeczy: że Koalicja Obywatelska nabiera rozpędu, a PiS buksuje oraz że wraca temat wspólnej listy sił demokratycznych na wybory za dwa lata.

Analityk Andrzej Machowski wziął pod lupę w czwartkowej „Wyborczej” sensacyjny sondaż Ogólnopolskiej Grupy Badawczej, w którym poparcie dla KO zbliża się do 40 proc. (dokładnie: 38,1 do 29,8 dla PiS i 15,5 dla Konfederacji). Wprawdzie nacjonaliści – PiS, Konfa i Korona Brauna – łącznie wyprzedzają partie demokratyczne, ale nieznacznie i nie wiadomo, czy byłyby w stanie sformować rząd.

Na razie Menzten wciąż odcina się zarówno od PiS, jak i KO. Sam jednak nie ma co marzyć o zdobyciu władzy, chyba że połknie język i jednak wejdzie w przymierze z Kaczyńskim. Dziś to wydaje się bardzo mało prawdopodobne, tak samo zresztą, jak zmiękczenie jego negatywnego nastawienia do ugrupowania Tuska. W praktyce więc Mentzen skazuje się z własnej woli na izolację. Wciąż będzie oscylował wokół 12–15 proc. Wszedłby do rządu, jeśli Kaczyński by się przełamał i sam połknął język (publicznie dezawuuje Mentzena na całej linii), aby móc wrócić do władzy. Prędzej będzie próbował grać na Bosaka.

To dobra sytuacja. Nacjonaliści dużo mówią, niewiele robią, a u władzy nadal są demokraci. Jak wielu po stronie demokratycznej bardzo jestem zadowolony, że wieści o śmierci KO wyglądają obecnie na grubo przesadzone. Czy się to politologom i publicystom podoba, czy nie – elektorat ma swój rozum i swoje preferencje.

Machowski sugeruje, że powodem zysków sondażowych KO kosztem Lewicy jest to, że „część wyborców o poglądach progresywnych, mając alternatywę w postaci programowo bliskiej i większej KO, zaczęła kalkulować i doszła do wniosku, że głosowanie na mniejszych, nawet jeśli nie sprowadzi się do zmarnowania głosu (gdy partia nie przekroczy 5-procentowego progu) – [a to jak wiadomo grozi Lewicy, Razem, ludowcom i dogorywającemu ugrupowaniu Hołowni – Aszo] – w dysproporcjonalnym systemie d’Hondta zawsze oznacza mniejszą siłę głosu”.

Jeśli Machowski dobrze interpretuje, to część Nowej Lewicy odpłynie do KO, podobnie jak część PL2050. Nie zdziwiłbym się, bo, podobnie jak analityk, uważam, iż w obecnym układzie sił tylko KO ma wciąż możliwość realizacji programu i obietnic przedstawionych w kampanii wyborczej w 2023 r. A ludzie widzą, że jak dotąd hamulcowymi byli ludowcy i grupa Hołowni.

Wniosek finalny Machowskiego: za dwa lata, tak samo jak w 2023 r., partie prodemokratyczne staną przed wyborem: albo start na oddzielnych listach i utrata władzy, nawet przy bardzo dobrym wyniku KO, albo dająca im większość mandatów wspólna lista. Wspólna lista wydaje się dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek przedtem wyborem właściwym.

Reklama