Gęsta mgła z przejaśnieniami

Wygrał Trzaskowski, Nawrocki depcze mu po piętach. Wynik drugiej tury pod znakiem zapytania. Wynik pierwszej potwierdza, że Polska wyborcza jest nadal podzielona na dwa obozy: nie- lub antypisowski i zwolenników PiS oraz skrajnej prawicy. Sumując procenty głosów oddanych na Trzaskowskiego bądź Nawrockiego, widzimy, że obóz pisowski i skrajna prawica, w tym jawni faszyści, ma przewagę ok. 10-proc.

Gdyby wszyscy poszli głosować w drugiej turze, zwyciężyłby Nawrocki. Ale nie wszyscy pójdą. Frekwencja wyniosła 67 proc., pytanie otwarte, czy to może być rezerwa dla Trzaskowskiego czy Nawrockiego.

Zandberg zapowiedział, że nie wezwie swoich zwolenników do głosowania na Trzaskowskiego. Uczynił to Szymon Hołownia (4,9 proc). Biejat (4,1 proc.) zrobiła unik: chce się dowiedzieć, jakie ewentualne poparcie dostanie od Trzaskowskiego. Samo wezwanie oczywiście nie oznacza, że zostanie wysłuchane. Sytuacja jest więc niepewna, choć nie beznadziejna.

Sztab Trzaskowskiego nie ma innego wyjścia, jak dalej mobilizować elektorat. Nie tylko do głosowania na Trzaskowskiego, ale też do udziału w marszu za demokracją przed drugą turą. Powinien jak najlepiej przygotować Trzaskowskiego do debaty (debat) telewizyjnych przed drugą turą, o ile do nich dojdzie. Z Olimpu powinien zejść do elektoratu premier Tusk. Sam mówi, że gra toczy się nadal. Co jest w niej stawką, wie dobrze każdy, kto śledzi „bez gniewu i uprzedzenia” polską politykę.

Przyznaję, że trudno jest dzisiaj – po ogłoszeniu wyników pierwszej tury – oddzielić emocje od analizy jej szerszego obrazu. Też jestem poruszony milionem głosów na Brauna i 15 proc. poparcia dla „piątki” Mentzena. I zaniepokojony jego popularnością w najmłodszej części elektoratu. A także dwuznaczną politycznie rolą Zandberga, który kieruje się chciejstwem wpychającym go w objęcia Kaczyńskiego, jak kiedyś Leppera.

Chodzi o niedopuszczenie do porzucenia Unii Europejskiej i Zachodu. Na tym samym zależy dziś Kremlowi. Nie ma pewności, że Trump nas obroni przed Rosją Putina. Jest pewność, że polska prawica chce nowego średniowiecza: państwa wodzowskiego, z uprzywilejowaną pozycją Kościoła, za to bez gwarantowanych praw i swobód obywatelskich, bo przeszkadzają autokratom w rządzeniu i zarządzaniu masami.

Karol Nawrocki wprowadził się na swój wieczór wyborczy do Stoczni Gdańskiej. To tam przewodził strajkowi w sierpniu 1980 r. Lech Wałęsa. Bez Solidarności pod jego przywództwem realny socjalizm po stanie wojennym dogorywałby dłużej. Nawrocki wymienił tylko Lecha Kaczyńskiego, tak jakby to on był założycielem Solidarności i odrodzonej w 1989 r. Polski całkowicie niepodległej.

Najnowsza historia Polski ma się zaczynać od braci Kaczyńskich. Jarosław ma być drugim marszałkiem Piłsudskim, a III Rzeczpospolita wyłącznie jego dziełem. Każda jego decyzja w oczach partii i elektoratu jest mistrzowska i profetyczna, także ta ze wskazaniem Nawrockiego jako kandydata na prezydenta.

Wyniki pierwszej tury zdają się potwierdzać tę pisowską narrację. Pomija ona jednak całkowicie, że „decyzja” Kaczyńskiego, czyli kandydat Nawrocki, jest zwyczajną powtórką ruchu z Andrzejem Dudą. „Świeżak” zrobił swoje. Chwyt zadziałał. Jeśli Nawrocki wygra, pozycja Kaczyńskiego się umocni i PiS przystąpi do jeszcze agresywniejszego ataku na obóz Tuska. Będzie nowa odsłona wojny polsko-polskiej.

W ramach kampanii Nawrocki złożył hołd Trumpowi w Białym Domu. Zgodził się, by na wiecu w Polsce wsparł go skrajnie prawicowy kandydat na prezydenta Rumunii. Kandydat przegrał z proeuropejskim merem Bukaresztu dzięki potężnej mobilizacji elektoratu w kraju i w diasporze. Do 18 maja Polska była nadzieją dla demokratycznej Europy, że agresywny populizm można zatrzymać dzięki determinacji wyborców i zdecydowanej postawie demokratycznych liderów.

To nadal jest możliwe. Ci, którzy zostaną w domu, może się opamiętają. Nie muszą lubić Tuska czy Trzaskowskiego, by zagłosować w drugiej turze na Rafała. Nie idąc do urn wyborczych 1 czerwca, nic nie zyskają – bo przecież Hołownia, Biejat czy Zandberg już odpadli – a mogą stracić jeszcze więcej. Przecież PiS dalej będzie uważał zarówno Platformę, wszelkich niepisowców, jak i starą, i młodą lewicę za wrogów. Zapowiedzieli, że będą się mścić, przede wszystkim na Tusku i jego ludziach, ale rykoszety mogą sięgnąć dużo dalej.

Jeśli Trzaskowski dla niektórych jest „mniejszym złem” – dla mnie nie jest – to warto pamiętać, że Nawrocki jako prezydent miałby dużo większy potencjał destrukcji wszystkiego, co nie jest pisowskie i prawicowe.