Ostatni etap

Nawet w składzie tzw. Izby Kontroli Nadzwyczajnej znaleźli się sprawiedliwi prawnicy, którzy zgadzają się, że nie jest ona częścią Sądu Najwyższego, więc nie może legalnie orzekać o ważności wyborów. Zostali więc odsunięci od rozpatrywania spraw wyborczych. Reszta prawników tworząca to gremium orzekła 1 lipca, że wybory prezydenckie wygrał Karol Nawrocki. Może wygrał, może nie wygrał, tylko ponowne przeliczenie głosów rozwiałoby wątpliwości zgłaszane przez obywateli.

Jeśli przeliczenia ostatecznie nie będzie, wątpliwości pozostaną i zaciążą na prezydenturze Nawrockiego. Dla znacznej części Polaków nie będzie on ich prezydentem, tylko „decyzją” Kaczyńskiego. Dwie kadencje Dudy i wybór „Batyra” na jego następcę drastycznie poderwały autorytet najwyższego urzędu w państwie polskim w opinii publicznej niesympatyzującej z prawicą.

Dla innej części społeczeństwa domaganie się przeliczenia głosów było żałosną teorią spiskową przegranych, którzy nie potrafią pogodzić się z porażką Trzaskowskiego i przyjąć wybór większości Polaków z godnością. W Polsce instytucja demokratycznie wybieranego prezydenta funkcjonuje dopiero od II RP, z przerwą na okupację i PRL. Jest naznaczona zabójstwem pierwszego w naszej historii prezydenta Gabriela Narutowicza przez nacjonalistycznego ekstremistę.

Po 1989 r. każdy kolejny prezydent podczas kampanii i sprawowania urzędu musiał się mierzyć z atakami. Żaden nie był prezydentem „wszystkich Polaków”. To jeden z najbardziej pustych wyborczych sloganów. Po ponad stu latach od zabójstwa Narutowicza pozostaje przestrogą. Duch Niewiadomskiego krąży.

Oglądałem trzygodzinne posiedzenie neosędziowskiej Izby z rosnącym wrażeniem, że to gremium próbuje osądzić prokuratora generalnego Adama Bodnara. Szczególnie zaczepne pytania zadawał mu prawnik pełniący obowiązki rzecznika Sądu Najwyższego z nadania pani Manowskiej. Tej, która przyznała, że ani ona, ani tysiące neosędziów nie mieli interesu w tym, aby wygrał Rafał Trzaskowski.

Minister Bodnar nie wdawał się w polemikę i nie omieszkał przypomnieć, że Izba nie jest SN, a obowiązek rozpoznania protestów wyborczych zamieniła w sypanie ich szuflą do kosza na śmieci. Z wysokości stołu kolejni prawnicy i prawniczki wygłaszali do Bodnara i towarzyszącego mu prokuratora umoralniające kazania w stylu Ordo Iuris.

Urządzono show, w którym oni byli fachowcami, stróżami prawa i konstytucji, a nie uzurpatorami. Czuć było pisowskie wzmożenie. Czuli się świetnie w swoich rolach, wygrana Nawrockiego to dla nich prezent z nieba. Krytyki ze strony nieprawicowych autorytetów prawniczych i ekspertów bać się nie muszą. Tak jak obóz prawicy mają wrażenie, że stanęli po właściwej stronie.

Pod budynkiem SN gromadzili się obywatele. Tych za przeliczeniem głosów było mniej niż prawicowych. Wielu prawicowych niosło coś na kształt flag narodowych, ale z dodaniem wizerunku orła, a to raczej proporzec, a nie prawidłowa, wyłącznie biało-czerwona flaga narodowa. Ale co to tych patriotów obchodzi, że machają flagą, której nie ma. Tak jak co obchodzi prawników z ziobrowskiej Izby, że jej legalnie nie ma. Podobnie jak nie ma legalnie jej orzeczeń. W takiej fikcji obracamy się i będziemy dalej się obracać. Bo Trzaskowski podobno przegrał, a Duda zablokował ustawę „incydentalną” Hołowni.

Marszałek Hołownia rozmasował policzek po tym ciosie i zapowiedział, że instalacja p. Nawrockiego w Pałacu Prezydenckim zostanie rozpoczęta 6 sierpnia odebraniem od niego przysięgi podczas posiedzenia Zgromadzenia Narodowego. Otworzy się nowy rozdział naszej historii politycznej. Prawdopodobnie finalny etap zmagań z polskim trumpizmem, które rozstrzygną się w wyborach parlamentarnych w 2027 r., o ile nie wcześniej. Politycy, działacze i wyborcy obozu demokratycznego mają pięć tygodni, by się ogarnąć.

Reklama