Pobudka

Hołownia, Zandberg, Mentzen ciężko pracują, by Trzaskowski wszedł do drugiej tury z minimalną przewagą nad Nawrockim albo wręcz jako drugi. Wolą upokorzyć Trzaskowskiego w imię swoich spełzłych na niczym snów o potędze. Co w tym towarzystwie złej woli robi Hołownia? Żyruje obłęd polityczny pod hasłem: bij duopol!

Taki potwór nie istnieje. PiS z PO nigdy nie stworzyły trwałej koalicji wyborczej czy rządzącej. Próba podjęta 20 lat temu się nie powiodła wskutek sprzeciwu Tuska. Dziś PiS to prawica narodowo-katolicka, obsługująca część klasy ludowej, Platforma to porozumienie środowisk umiarkowanie prawicowych i lewicowych, obsługująca miejską klasę wykształconą, niepodatną na kościółkowość i przypinkowy patriotyzm.

To antypody przaśnego nacjonalizmu pisowskiego w czapce MAGA i w przymierzu z eurotrumpistami. Właśnie widzieliśmy, jak Nawrockiego wspierał na wiecu w Zabrzu rumuński kandydat skrajnej prawicy na prezydenta. Mówienie o jakimś „symetryzmie” między PiS i PO/KO to nonsens polityczny i kulturowy.

Owszem, mają w sumie poparcie większości polskich wyborców. I z ich mandatu rządzą raz ci, raz tamci. Cóż, czy nam się to podoba, czy nie, tak się potoczyła nasza polityczna historia po odzyskaniu pełnej niepodległości. Przed wojną rządził obóz Piłsudskiego, po 1989 r. partie wyrosłe z Solidarności, ale i SLD. Najbardziej „unifikującym” prezydentem okazał się Aleksander Kwaśniewski. Zrobiliśmy pluralistyczny postęp.

Mimo to mniejsze stronnictwa lubią nazywać stan obecny „zabetonowaniem” sceny politycznej. To łatwe usprawiedliwienie własnej niezdolności do pozyskania znaczącej politycznie liczby nowych wyborców. W kampanii prezydenckiej stan posiadania zwiększają Zandberg i Biejat konkurujący ze sobą na lewicy. Czy utrzymają kampanijny dorobek, okaże się dopiero w przyszłości. Wzrosty nie są jednak imponujące.

Teraz ważny jest wynik pierwszej tury i jego konsekwencje dla drugiej. Wygrana Nawrockiego mogłaby zmobilizować część „rozczarowanego” elektoratu demokratycznego do głosowania w drugiej rundzie na Trzaskowskiego. Nawrocki jest wciąż do zatrzymania. „Rozczarowani” zapominają, że premier Tusk ma przeciw sobie nie tylko PiS, prezydenta Dudę i całą prawicę, ale też dysydentów w swoim rządzie, którzy blokują istotną część przygotowanej legislacji, np. ustawę dopuszczającą aborcję do 12. tygodnia. W tej sytuacji szybka realizacja „stu konkretów” KO jest po prostu niemożliwa. Nabrałaby rozpędu po objęciu prezydentury przez Trzaskowskiego.

To, że PiS dąży do odzyskania władzy, imając się wszelkich sposobów, naturalnie nie dziwi. Niepokoi natomiast, że po stronie nieprawicowej są ludzie i środowiska uprzedzone do Tuska, Trzaskowskiego i KO, które zachowują się, jakby było im wszystko jedno, czy wygra Nawrocki czy Trzaskowski, bo i tak wiadomo, że nie wygra Hołownia, Biejat ani Zandberg.

Taka postawa wydaje mi się krótkowzroczna. Nawet w sensie ich ambicji: jeśli do władzy wróci PiS – w przymierzu albo nie z Konfederacją – to Hołownia i demokratyczna lewica parlamentarna zostaną potraktowane po „orbanowsku”. Szanse na pisowskie przebaczenie może mieć Zandberg, jeśli będzie lewicowym kwiatkiem do kożucha Kaczyńskiego. Ale na jak długo? Ocaleją być może „obrotowi” ludowcy i zbiegowie z partii Hołowni. W sumie wynik Nawrockiego będzie żałosny dla mniejszych koalicjantów Tuska. Nic nie zyskają, stracą wszystko: udział w rządzie, możliwość swobodnego działania, swoje instytucje. Więc po co to kąsanie Trzaskowskiego po kostkach?

Prawica polska ma dwa cele: monopol władzy i zniszczenie „lewactwa”, do którego zalicza obóz Tuska i odcinającą się od PiS i Konfederacji lewicę. W każdym stabilnym społeczeństwie typu demokratycznego w polityce dominuje centrum, miejsce ekstremizmu prawicowego i lewicowego jest na marginesie – z woli wyborców. Radykalne ugrupowania prawicowe i lewicowe dążą do zmiany systemu. Jeśli w ramach prawa i w poszanowaniu konstytucji mogą wnosić wkład w debatę publiczną o państwie i społeczeństwie.

Jeśli jednak – tak jak dziś – ekstremizm łamie tę zasadę, partie umiarkowane i umiarkowany elektorat powinny stawić opór. Odłożyć żale na bok, pójść głosować na tego, kto ma największą szansę wygrać, czyli na Trzaskowskiego. Inaczej nie będzie już jak spełniać obietnic, bo Duda 2.0 będzie gorszym koszmarem niż ten pierwszy. Nie będzie jak naprawiać państwa, rozliczyć do końca nieuczciwych funkcjonariuszy obozu Kaczyńskiego, a prawa i swobody obywatelskie pójdą się bujać, jak u Orbána. Właśnie zakazał parad równości. Czy z niechęci do Tuska i Trzaskowskiego „symetryści” z koalicji rządzącej i Zandberg gotowi są utorować drogę do powrotu rządów Kaczyńskiego? Przekonamy się już w nadchodzącą niedzielę.

Reklama