Finis coronat opus

Najlepsze w finałach zostało na koniec. A na dodatek grały tylko trzy osoby, więc można było czuć się mniej zmęczonym niż podczas poprzednich wieczorów.

Najpierw Kevin Chen. I tu powiem: rozczarowanie. Bo grał tak, jakby zażył tabletki uspokajające. Wszystko było zagrane bezpiecznie, bezproblemowo, z umiarem, no i bez emocji, ale w inny sposób niż u Yanga czy Lu. To było po prostu nudne. No i nie było nieskazitelne – w finale Koncertu e-moll też mu się przydarzyło kilka sąsiadów. Był uznawany za pewniaka, a tymczasem dalej jest niewiadoma. Co zaś do Poloneza-fantazji, też był totalnie letni, a jak na sen o ojczyźnie – wyjątkowo spokojny.

David Khrikuli – miałam nadzieję, że zrozumie Poloneza-fantazję po tym, jak świetnie zagrał Fantazję w I etapie. Niestety jednak wyszło na moje: niektórzy oburzali się, kiedy mówiłam, że ma tendencję do zamazywania, ale dokładnie w ten sposób zabrzmiało wiele fragmentów poloneza. A przy tym jakieś dziwne wycofanie i jakiś nieporządek. Koncert f-moll – to było kolejne wykonanie tego utworu bez cienia liryzmu, a Larghetto było wręcz drętwe. Gdzie ten legendarny temperament? Trochę może go było w finale, jeszcze z tego wszystkiego najlepszym. I on zaliczył potknięcia.

W końcu Shiori Kuwahara – na nią czekałam i wreszcie doczekałam się zrozumianego w pełni Poloneza-fantazji, mającego moc, kiedy trzeba, a wpadający w zamyślenie też wtedy, kiedy trzeba. Raz niestety nie trafiła akordu, efekt był przykry, ale przeszła nad tym do porządku dziennego. W Koncercie e-moll również była i siła, i liryzm; to ona dominowała nad orkiestrą. Gra z dużą przestrzenią, kiedy trzeba – dostojnie i dobitnie, ale i nie brakło rozmarzenia w zakończeniu II części. Finał był skoczny, choć nie miał krakowiakowego przytupu, ale była w nim figlarność i wdzięk. Tu niestety też przydarzyło się parę zaczepek. W sumie jednak: o ile Tianyao Lyu to księżniczka, to Shiori Kuwahara to królowa.

Wreszcie koniec. No i czekamy, co z tym wszystkim zrobi jury.

Reklama