Kwestia konfesjonału

W Republice Czeskiej problem z konkordatem. Obie izby parlamentu w końcu – po wielu latach – traktat z Stolicą Apostolską ratyfikowały, ale prezydent Petr Pavel chce się skonsultować z tamtejszym Sądem Konstytucyjnym, nim ze swej strony ratyfikację podpisze. Jego zdaniem traktat przyznaje za duże przywileje, jak na państwo świeckie, a nie wyznaniowe, Kościołowi rzymskiemu.

Prezydentowi nie podoba się szczególnie zgoda republiki na honorowanie tajemnicy konfesjonału, czyli prawo duchownego do odmowy ujawnienia treści spowiedzi osobom trzecim, np. funkcjonariuszom prowadzącym dochodzenie dotyczące osoby przez kapłana spowiadanej. W Polsce prawo pozwala księdzu uchylić się od wyjawienia treści spowiedzi. Prawo kościelne zaś zabrania i duchownym, i świeckim, którzy mogli poznać treść spowiedzi przez przypadek, jej ujawniania w jakiejkolwiek formie. Ksiądz nie może spowiedzi nagrywać. Za zdradę tajemnicy grozi mu wykluczenie z Kościoła, czyli ekskomunika.

Trochę to podobna sytuacja jak z tzw. tajemnicą zawodową respektowaną w prawie świeckim. Korzystają z niej m.in. dziennikarze. Dzięki temu mogą prowadzić swoje śledztwa względnie swobodnie i skutecznie. Co nie znaczy, że są bezpieczni. W Słowacji kilka lat temu zamordowano dziennikarza śledczego i jego partnerkę. Tropili korupcję na szczytach władzy.

Tyle że sąd może zwolnić dziennikarza z obowiązku dochowania tajemnicy, a z tajemnicy spowiedzi nie może, przynajmniej u nas.

Dlaczego więc prezydent Czech ma wątpliwości? Skoro wolno zachować tajemnicę zawodową dziennikarzom, to czemu nie spowiednikom? Bo przecież mogli spowiadać osobę, która wyjawiła spowiednikowi, że popełniła przestępstwo, np. seksualne. Albo – częściej – że skrzywdził ją seksualnie ktoś z rodziny.

Czy takim sekretom ma się należeć „immunitet”? Przecież instrukcje kościelne dotyczące pedofilii z udziałem duchownych nakazują dziś podzielenie się informacjami z władzami kościelnymi, a im nakazują powiadomić o nich świecki wymiar sprawiedliwości. Dlaczego tych samych informacji pozyskanych w trakcie spowiedzi tykać nie wolno, nawet jeśli pomogłoby to policji i prokuraturze w ujęciu sprawcy zbrodni?

Historycznie biorąc, konfesjonał był zawsze miejscem szczególnego zainteresowania. Od królów, którzy torturowali spowiedników swoich żon, by wyjawili, kim są ich kochankowie, po agentów bezpieki, którzy przymuszali księży, na których mieli haki, do przekazywania im informacji ze spowiedzi osób w kręgu zainteresowania służb. Dla nich to, co pod pieczęcią tajemnicy, było bezcenną pomocą w walce z przeciwnikami państwa totalitarnego, któremu służyli.

Ale w państwie demokratycznym, gwarantującym prawa jednostki, w tym prawo do prywatności? Może prezydent Czech nie ma podstaw do niepokoju? Za to niepokoić mogą się obywatele penitenci. Przestępcy raczej do spowiedzi nie chodzą, a jeśli już, to niekoniecznie po to, by się spowiadać z rzeczy złych i brzydkich. Do spowiedzi chodzą częściej ich ofiary. Sytuacja robi się niemiła: obcy człowiek, duchowny, może pozyskać intymne informacje. I nie wiadomo jak wykorzystać.

Na przykład o sprawie „pana Jerzego”, podopiecznego dr. Nawrockiego, od osoby, która się „p. Jerzym” rzeczywiście opiekowała. Sprawa głośna, można by ją zmonetyzować. Tym razem na pokusę wystawiony może być spowiednik. Lecz jeśli jej nie ulegnie – a nie powinien – to te rewelacje nie wyszłyby na światło dzienne.

Wróćmy do ofiary przestępstwa seksualnego. Zdrowym wyjściem z tej sytuacji mogłoby być przerwanie spowiedzi, opuszczenie kościoła i szczera rozmowa z pokrzywdzoną osobą, wskazanie jej opcji, co dalej, zachęta, by zgłosiła się sama do organów ścigania w takiej sprawie lub każdej innej o charakterze kryminalnym. A w ogóle to sama instytucja konfesjonału i obowiązek spowiedzi ciążący na katolikach, i to od wieku dziecięcego, są mocno dyskusyjne. Dlatego w Europie coraz mniej katolików przystępuje do tego sakramentu. Niektórzy ponoć wolą wizytę u psychoterapeuty.

Prezydent Czech nie ma terminu na ratyfikację konkordatu. Umowa czeka od lat i budzi kontrowersje w głęboko zlaicyzowanym społeczeństwie. U nas konkordat też kilka lat czekał, ale prezydent Kwaśniewski go ratyfikował. Takie bliskie sąsiedztwo naszych krajów i tak znaczna różnica polityczna i kulturowa. Kwestia konfesjonału jest w istocie kwestią rozumienia wolności religijnej. Podejście czeskie wynika z modelu państwa świeckiego, nasze z konstytucji tolerującej brak jasnego i konsekwentnego rozdziału państwa od Kościoła.