Wyborcze pytania retoryczne

Że ludzie tacy jak Grzegorz Braun mogą z poparciem tysięcy swoich zwolenników ubiegać się o prezydenturę „demokratycznego państwa prawa”, mówi wiele o tych zwolennikach i o kondycji państwa i prawa. Każdy ma prawo do swojej opinii, ale nie wszystkie opinie wnoszą coś do debaty publicznej. Opinie wrogów demokracji jako takiej są propagandą systemu autorytarnego, w którym prawa przysługują jedynie zwolennikom i działaczom monopartii. A „gorszym sortom” nie przysługują żadne. Mogą albo wynosić się z Polski, albo przyłączyć do obozu „patriotycznego”. Według ich definicji patriotyzmu, oczywiście.

Jarosław Kaczyński ogłosił właśnie w Gryfinie, że nadchodzące wybory dotyczą uratowania demokracji w Polsce. Jego kandydat na prezydenta ma ją ratować, jak Andrzej Duda. Na czym polega śmiertelne zagrożenie? Na „domknięciu systemu” budowanego przez Donalda Tuska i koalicję 15 X, nazywaną przez PiS konsekwentnie „koalicją 13 XII”. To taki sam chwyt propagandowy jak zawołanie Kaczyńskiego, że Tusk stoi tam, gdzie stało ZOMO, a pisowcy tu, gdzie stali ludzie pierwszej Solidarności. Zwolennicy PiS nie będą przecież sprawdzali, jak było naprawdę. Wierzą Kaczyńskiemu nawet, kiedy wmawia im, że Nawrocki to ofiara nagonki, a Morawiecki to autor polskiego cudu gospodarczego.

Zagrożenie jest realne, ale dla PiS, nie dla polskiej demokracji. Dla demokracji opisanej w naszej konstytucji „domknięcie systemu” jest warunkiem przywracania władzy konstytucji. Obóz „patriotyczny” we współpracy z Dudą ograniczał władzę konstytucji. Chodziło o stworzenie systemu, w którym wola polityczna Kaczyńskiego i jego przybocznych stoi ponad konstytucją i daje im całkowitą swobodę rządzenia. Wszystkie instytucje państwa i prawa mają służyć centralnemu ośrodkowi władzy przy Nowogrodzkiej. Opór ogłosi się zdradą. Opozycję obcą agenturą. Społeczeństwo omami się patriotyzmem na pokaz, prywatę i korupcję we własnych szeregach ukryje, poparcie wyborcze kupi daninami socjalnymi.

Ten program PiS realizował przez osiem lat. Nie udało mu się jednak domknąć swego systemu demokracji kontrolowanej przez Kaczyńskiego. Zabrakło czasu, choć mieli go sporo. Zabrakło dostatecznej determinacji, choć Czarnek, Ziobro czy Macierewicz naprawdę się wysilali. Ponieważ kadry nigdy nie były mocną stroną PiS, popełniano błąd za błędem, np. z siłownią w Ostrołęce czy z handlem wizami, z szalbierskimi transakcjami czasu pandemii czy „polskim ładem” i oczywiście z wymiarem sprawiedliwości. Niekompetentni ludzie dostali ogromną i niekontrolowaną zewnętrznie władzę, chyba że przez media, które właśnie dlatego też miały być zlikwidowane lub wrogo przejęte. Właśnie na wzór Węgier Orbána.

Jeśli pisowskie domknięcie systemu się nie powiodło, to także dlatego, że w Polsce demokratyczna opozycja i stojący za nią elektorat były i są silniejsze niż na Węgrzech, a Polska jest za wielka i zbyt dobrze skomunikowana gospodarczo, edukacyjnie, politycznie, ideowo i społecznie z Zachodem, zwłaszcza z wolną Europą. Trafiła kosa na kamień. Wymowne, że Kaczyński tematu Europy nie podjął wprost w Gryfinie. Nie zaprzeczył ani nie potwierdził, że zamierza wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej.

Wolał wykpić polsko-francuskie porozumienie nuklearne Tuska i Macrona i zdolności militarne Francji i Unii w konfrontacji z Rosją. Rosję, dezinformując, przedstawił jako czwartą gospodarkę świata i państwo silniejsze militarnie. Jaka inna jest wymowa tego podważania polityki zagranicznej Tuska niż antyeuropejska? Kaczyński powtarza tezy Kremla, by uderzyć w Trzaskowskiego jako rzekomego zastępcę Tuska, oddelegowanego przez lidera koalicji do „polityki jeszcze większego poddaństwa” wobec zachodnich mocarstw. To też język Kremla. Nie podjął też tematu Ukrainy. Wykpił jedynie wizytę Tuska wraz z Merzem, Macronem i Starmerem w Kijowie. Od koalicji chętnych woli antyunijną konfederację skrajnej prawicy.

Jak większość eurotrumpistów Kaczyński całkowicie lekceważy Europę, gloryfikuje USA. Ani Tusk, ani Trzaskowski nie podważają wagi przymierza z Amerykanami, ktokolwiek jest w Białym Domu. Ale Unii Europejskiej nie szczypią jak tuba Putina, rzecznik Pieskow, na każdym kroku i jak Kaczyński. NATO i UE to nasze kotwice w przystani Zachód. Ameryce dużo zawdzięczamy, ale w momencie kluczowym, w Jałcie i Poczdamie, też nas opuściła. Dlatego tak słabe są insynuacje pod adresem Francji Macrona, że chyba nie umierałaby za Polskę zaatakowaną przez Rosję? A Francja Le Pen – dziś na szczęście to niemożliwe – która brała pożyczkę od Putina, by nas broniła przed Rosją?

Wydawać by się mogło, że Kaczyński i Trzaskowski zgadzają się w jednym: w nadchodzących wyborach chodzi o wartości demokratyczne. Tylko że przez demokrację rozumieją całkiem inne rzeczy. Kaczyński autorytarny system pisowsko-kościelny, Trzaskowski – demokrację opisaną w naszej konstytucji. W istocie to my, wyborcy, musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, kto ma być po Dudzie strażnikiem konstytucji i personifikacją Rzeczpospolitej w kraju i na świecie : Trzaskowski czy Nawrocki? System demokratyczny czy nieliberalny, anty- czy prozachodni?

Wiem, takich pytań nie stawiają sobie masowo wyborcy. Ale dokonując dwa razy wyboru: najpierw czy iść głosować, następnie wpisując na karcie konkretne nazwisko, de facto na te pytania odpowiadają. A odpowiedź zawarta w końcowym wyniku wyborów powie nam znów ważną prawdę o społeczeństwie wchodzącym w drugie ćwierćwiecze XXI stulecia. Jak bardzo nie jest mu obojętne, kto, jak i z jakim planem kieruje państwem polskim?