Niebezpieczne „anomalie”

Już 200 tys. osób podpisało się pod obywatelskim apelem o ponowne i dokładne przeliczenie głosów oddanych w ostatnich wyborach prezydenckich. Strona demokratyczna spodziewała się, że gdyby wygrał je Rafał Trzaskowski, obóz Kaczyńskiego podważyłby ten wynik i rozpocząłby akcję mającą wybór Trzaskowskiego unieważnić. Tymczasem Trzaskowski przegrał i uznał swoją porażkę.

Jednak zaczęły napływać niepokojące informacje o nieprawidłowościach w protokołach wyborczych, które głosy oddane na Trzaskowskiego przypisały Nawrockiemu, o niespodziewanie dużej liczbie głosów nieważnych, o tzw. aplikacji Mateckiego, o ingerencji TikToka w wybory polegającej na intensywnej promocji treści prawicowych. Pojawiły się też liczne próby wyliczenia strat Trzaskowskiego, które te anomalie mogły przynieść. Od 4-5 tys. niezaliczonych na jego korzyść głosów do pół miliona, a nawet więcej. Są mapki pokazujące koncentrację „anomalii” w województwach tradycyjnie głosujących w większości na PiS. Są analizy prawników wywodzące, że pozaprawna Ziobrowa izba Sądu Najwyższego nie może wiążąco pod względem prawnym orzec, że prezydentem jest Karol Nawrocki.

W tej sytuacji Ryszard Kalisz, członek Państwowej Komisji Wyborczej, sensownie zawnioskował o zwołanie nieplanowanego wcześniej posiedzenia PKW w poniedziałek 9 czerwca w związku z „anomaliami”. Sytuacja się odwróciła: nie PiS, ale wyborcy demokratyczni zażądali wyjaśnienia, czy „anomalie” nie sprowadzają się w sumie do sfałszowania wyborów – na korzyść Nawrockiego. Byłby to kryzys polityczny o poważnych skutkach krajowych i międzynarodowych.

Na taki kryzys zanosiło się niedawno w Rumunii, gdzie prezydentem mógł był zostać skrajnie prawicowy kandydat wspierany z zewnątrz na TikToku. Dzięki interwencji sądu konstytucyjnego nie dopuszczono go do drugiej tury; ostatecznie prezydentem został polityk proeuropejski.

Znakiem rozpoznawczym demokracji jest to, że opozycja może w niej wygrać wybory i odsunąć urzędującą władzę, a pokonani pokojowo przekazują zwycięzcom swoje władztwo. Wszystko musi się odbyć w ramach demokratycznie stanowionego prawa. Jak dotąd w Polsce po 1989 r. ta fundamentalna zasada działała zarówno w wyborach parlamentarnych, jak i prezydenckich. Tym razem pojawiły się wątpliwości. W interesie państwa i społeczeństwa leży, by je przekonująco rozwiać.

Czasu jest jednak mało, a wśród ekspertów, prawników i – rzecz jasna – wśród politologów nie ma konsensu, czy i jak taka weryfikacja byłaby w ogóle możliwa do przeprowadzenia. Dlatego wiele się nie spodziewam, choć w moim odczuciu wzmocniłoby to nasz system demokratyczny. Zaszkodziłoby mu natomiast zignorowanie wątpliwości tysięcy obywateli dotyczących prawidłowości wyboru Nawrockiego na prezydenta RP. Wyborcy i urzędujący rząd powinni mieć pewność w tej sprawie. Kohabitacja rządu Tuska z prezydentem Nawrockim i jego ekipą będzie prawdopodobnie nieustającą jazdą po bandzie, lecz musi być jasne, że prezydent sprawuje swój urząd legalnie.