Kamienie wołać będą

Mianowany przez papieża Franciszka kardynał Grzegorz Ryś zabrał głos w sprawie, o której milczą polscy biskupi. Chodzi o niezależną komisję kościelną mającą zbadać skandal wykorzystywania seksualnego nieletnich przez duchownych Kościoła rzymsko-katolickiego w Polsce. Komisja w kształcie od początku planowanym nie powstanie.

Po ostatniej konferencji episkopatu poinformowano, że dalszymi pracami dotyczącymi komisji nie będzie już kierował abp Wojciech Polak. Zastąpi go biskup gliwicki Sławomir Oder, który ma przeanalizować dokumenty dotąd przygotowane. Kardynał Ryś w rozmowie z publicznym Radiem Łódź powiedział to, co mówią i myślą katolicy, którzy witali dwa lata temu zapowiedź powołania komisji z nadzieją. Ryś wyraził obawę, że teraz prace nad powstaniem komisji przeciągną się, a „to jest rzecz, która nie powinna mieć miejsca. To jest wręcz niedopuszczalne”, bo „tę komisję trzeba powołać teraz. Nie za dwa, nie za trzy lata. Na to będzie za późno”.

Wypowiedź kardynała nie pozostawia wątpliwości, że zdaje on sobie sprawę z tego, iż w grę wchodzi wiarygodność Kościoła. Ryś zapowiedział, że przygotowuje w tej sprawie osobne „przemyślane i poważne” wystąpienie. W życiu katolickim może być to wydarzenie.

Ryś zna sprawę od wewnątrz. Należał do zespołu pracującego pod kierunkiem prymasa Polaka. Zajmował się – jest historykiem z wykształcenia – aspektem historycznym nadużyć seksualnych w Kościele (napisał książkę o celibacie). „Uważam, że to, co zespół wypracował, jest dobre, i jestem gotów tego publicznie bronić. I że ksiądz prymas zebrał naprawdę kompetentnych ludzi” – prawników, psychologów. „Ja się też trochę czuję jak ktoś, komu podziękowano za pracę”. Rozumiemy, że Ryś poczuł się jak niesprawiedliwie wywalony z roboty. Dlaczego? Tego Kościół nie ma w zwyczaju wyjaśniać szerszej publiczności. Tak jak nie wyjaśnił, dlaczego odsunięto prymasa Polaka.

W piątek w Krakowie pod budynkiem kurii przy ul. Franciszkańskiej zebrała się kilkudziesięcioosobowa grupa na pokojowym proteście przeciwko rozgonieniu zespołu prymasa. Odczytano listy skrzywdzonych. Jedna z uczestniczek mówiła, że wierzyła w powstanie komisji, bo ufała prymasowi. Cóż, episkopat widać nie miał takiego zaufania do prymasa Polaka, skoro zastopował w tak obcesowy sposób jego działanie. Co tam wiarygodność w oczach zwykłych owieczek czy ofiar księży. Co tam ich krzywda.

A przecież Ryś – dziś członek najwyższej elity kościelnej z prawem wyboru papieża – mówi w wywiadzie to samo, co protestujący w Krakowie i innych miastach polskich. „Pierwszym celem komisji jest dotarcie do ludzi, którzy zostali poszkodowani i jeszcze nigdy Kościół do nich nie dotarł. Ja znam takich ludzi, mam ich w swojej diecezji [łódzkiej]. Panu Bogu dziękuję, że mogłem do nich dotrzeć i się z nimi spotkać. I wiem, co to znaczy dla kogoś, kto był traktowany jak przedmiot przestępstwa wiele lat temu i musiał z tym żyć następne 50 lat. Są historie straszne same w sobie”. Co z tego, kiedy episkopat, jak widać, uznał, że w interesie kościelnej korporacji ważniejsze jest wyciszenie sprawy.

Patrzyłem na protest w Krakowie z szacunkiem dla jego uczestników, głównie ludzi młodych, zapewne w większości praktykujących katolików. Ze spokojną determinacją zaświadczali, że sprawa nie jest im obojętna. Zanieśli pod budynek kamyki z cytatami z Ewangelii. Jeśli ci, którzy powinni mówić, będą milczeli, „kamienie wołać będą”.

Gdy trybunał Przyłębskiej swą decyzją odmawiającą prawa do aborcji płodu z ciężkimi nieuleczalnymi wadami wyprowadził na ulice polskich miast tłumy protestujących, patrzyłem na tej samej Franciszkańskiej na potężną manifestację sprzeciwu. Teraz, w sprawie rozgonienia komisji prymasa Polaka, stała naprzeciwko budynku mniej liczna grupa. Ale jeśli kiedyś coś się zmieni w Kościele w Polsce na lepsze, to dzięki tym zwykłym katolikom, bo na biskupów milczących w trudnych dla Kościoła sprawach raczej nie ma co liczyć.

Reklama